niedziela, 23 marca 2014

Zawieszony!

Tak jak sam tytuł mówi blog zostaje zawieszony. Niestety nie mam za wiele czasu na pisanie rozdziałów. Widzę również, że mało osób jest tym zainteresowanych. Jest mało wejść i prawie w ogóle komentarzy. Jest mi przykro z tego powodu, choć może to ja się po prostu do tego nie nadaję. Postanowiłam na jakiś czas zakończyć jego pisanie. W przyszłym tygodniu wstawię jak na razie ostatni rozdział : drugą część 7 rozdziału. Mam nadzieję, że szybko uda mi się wrócić.

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 7 cz.I



          Stałam tam przyparta ciałem tego faceta. Po zaróżowionych policzkach spływały słone łzy. Gdy szeptał mi do ucha po moim ciele przebiegały nieprzyjemne dreszcze. Symbolizowały mój strach, obrzydzenie i rozpacz.

-Słuchasz co do ciebie mówię!!-spojrzałam na niego niepewnie ponieważ od pewnego czasu byłam pogrążona w myślach

            Pisnęłam gdy jego dłoń spotkała się z moim policzkiem zostawiając na niej niewielką ranę. Pod jego wpływem moja głowa odchyliła się lekko w bok.

-Radzę ci siedzieć cicho suko.
-Proszę, puść mnie.
-Chyba coś mówiłem!

             Kolejne uderzenie. Mój cichy szloch stawał się co raz głośniejszy jednak więcej nie odważyłam się nic powiedzieć. W pewnym momencie usłyszałam zbliżające się szybkie kroki. Mój napastnik chyba też zwrócił na nie uwagę ponieważ odsunął się ode mnie i chwilę później zniknął w cieniu budynku. Zamknęłam oczy i moje ciało zaczęło powoli osuwać się po ceglanej ścianie. Jednak zanim zetknęło  się z ziemią czyjeś silne ręce oplotły mnie w taki delikatnie podnosząc. Mój wzrok powędrował na wybawiciela.

-Zayn- nie kryłam mojego zdziwienia
-Wszystko OK- zignorował moje pytanie
-Tak chyba tak.
-A ja widzę, że chyba nie do końca.- nie wiedziałam co mu odpowiedzieć- odprowadzę cię do domu. Dasz radę chodzić?
-Yhy- powiedziałam a on delikatnie postawił moje stopy na ziemi

            Najpierw pomógł mi dojść do mieszkania a następnie do salonu. Wtedy przypomniała mi się podobna sytuacja z Harry'm mająca miejsce jakiś czas temu. Zaśmiałam się cicho na to wspomnienie.

-Co jest?
-Nie, nic.
-OK. Chodź trzeba przemyć twoje rany.- kiwnęłam głową po czym ruszyłam z nim do łazienki

              Z małą pomocą usiadłam na umywalce. Następnie spojrzałam w lustro. Ten widok całkowicie mnie załamał. Miałam rozciętą wargę z której powoli sączyła się czerwono-bordowa ciecz i siniaka pod okiem przybierającego powoli fioletową barwę. Moją uwagę przykuły też liczne, choć nie zbyt głębokie, zacięcia na dłoniach. Po chwili przede mną staną Mulat z wacikiem w ręku.

-Trochę za szczypie- powiedział i przyłożył go do zapuchniętej wargi

               Syknęłam z bólu i mocniej zacisnęłam dłonie na krawędzi szafki. Chłopak delikatnie przemywał ranę a następnie zajął się rękoma. Najpierw polał wodą utlenioną a następnie nałożył cienką lecz wystarczającą, warstwę bandażu. 

-Dziękuję- powiedziałam cicho
-Nie ma za co. Wiesz ja już chyba pójdę a tobie przydałby się porządny sen.
-Dobrze mamusiu.- zaśmiałam się i odprowadziłam go do przedpokoju

                Ubrał się i już miał wychodzić gdy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się mój lokaty chłopak, Harry. 

-Cześć. Byłem w studiu ale powiedzieli... co ci się stało- w tedy zza moich pleców wyszedł Zayn

                 Harry zmrużył oczy.

-Co on tu robi?


***Louis' POV***

-Już... prawie. Jeszcze trochę!!!- krzyczałem- Tak!! Wygrałem!! Płacisz!!

                     Mecz właśnie dobiegł końca. Założyłem się Liamem o to kto wygra. Przez cały czas wydawało się że skończy się remisem jednak ostatecznie moja drużyna wygrała 1:0. Zrezygnowany brunet niechętnie podał mi banknot. Dalej oglądaliśmy film ale Niall poczuł że jest głodny (swoją drogą kiedy nie jest) więc z Liamem poszli do Nandos. Zostałem sam jednak nie długo gdyż po chwili w salonie siedział już Zayn.

-Byłeś u niej?
-W pewnym sensie tak. Trochę inaczej to poszło. Gdy poszedłem do niej w domu nikogo nie było jednak dowiedziałem się, że poszła na jakiś trening. Po drodze do studia usłyszałem krzyki w jakimś zaułku więc poszedłem to sprawdzić. Tam była właśnie ona "atakowana" przez jakiegoś typa. Podbiegłem do ich ale on gdzieś zniknął za to ona cała poobijana ledwo stała na nogach. Pomogłem jej dojść do domu i opatrzyć rany. Gdy wychodziłem natknąłem się na Hazzę i chyba nie był zadowolony z mojej obecności w jej domu.
-To dobrze. Będzie zły to pójdzie jeszcze szybciej. Jednak dobrze, że ją w tedy znalazłeś gdy zdobędziemy jej zaufanie... sama się pogrąży.

***Agnes' POV***

-... i w tedy pojawiłeś się ty.
-OK a u ciebie wszystko w porządku?
-Tak dziękuję.
-Przepraszam cię to moja wina. Gdybym cię nie zostawił nic by się ni stało.
-Harry nie obwiniaj się. Miałeś ważne sprawy.
-Nic nie jest ważniejsze od ciebie, twojego bezpieczeństwa.- uśmiechnęłam się do niego

                Zbliżył się do mnie i wpił w moje usta. Syknęłam z bólu. Spojrzał mi w oczy z niepokojem a następnie na moją wargę.

-Przepraszam, zapomniałem.
-Nic się nie stało- tym razem to ja złączyłam nasze usta lecz nieco delikatniej
-Ale wiesz, że teraz nie opuszczę cię na krok. Nie chcę by coś ci się stało.
-Kochany jesteś ale spać to chyba będziesz u siebie?
-Hmm... nie wiem.- droczył się ze mną
-Harry!
-Dobrze ale dopiero od jutra. Obejrzymy jakiś film?
-OK, jaki?
-Już ja coś wymyślę- powiedział z chytrym uśmiechem
-No to się boję- zachichotałam
-Oj bój się słońce.

              W czasie gdy Harry włączał film ja naszykowałam coś do jedzenia. W momencie gdy wchodziłam do pokoju na ekranie pojawiły się początkowe napisy.

-Czy to jest...
-Horror. "Mgła".
-Jesteś okropny.
-Ale i tak mnie uwielbiasz.
-A co jak nie.
-To się fochnę.
-Ciekawe jak długo.
-OK zobaczymy kto pierwszy wymięknie.
-Stoi- powiedziałam i zaczęliśmy oglądać

            Już po paru minutach zaczęłam się bać jednak starałam się nie dać po sobie tego poznać. W pewnym momencie Harry zatrzymał film.

-Słuchaj, wiem, że się boisz tylko udajesz.
-Nie boję się.- chyba jednak go nie przekonałam
-Słońce znam cię i widzę, że jednak tak. Co chwila masz łzy w oczach.- westchnęłam

               Przysunął mnie do siebie a ja wtuliłam się w jego tors.

-Ale wygrałam?
-Nie. Ja wygrałem bo o ja mam przy sobie taki skarb.- spojrzałam na niego niepewnie- nie bój się skarbu nie zakopię.- pocałował mnie delikatnie w usta co z chęcią odwzajemniłam.

***Harry's POV***

                Agnes już dawno spała u mojego boku. Jednak ja nie mogłem zasnąć ponieważ cały czas nie dawała mi spokoju ta sprawa z kolesiem który zaczepił moją dziewczynę. Postanowiłem za wszelką cenę dowiedzieć się kim on jest i co ma do Agnes. Ponieważ dalej nie mogłem spać, po cichu by nie budzić czerwonowłosej, zszedłem na dół. Gdy przekroczyłem próg kuchni dziwny powiew omiótł mój nago tors. Zdziwiłem się gdyż wszystkie okna były szczelnie pozamykane. Oznaczało to tylko jedno...
Powoli wróciłem do hallu gdzie w drzwiach zobaczyłem jego. Miał wzrok przepełniony furią wlepiony prosto we mnie. Podarta szara koszulka i poprzecierane spodnie wisiały na nim jak na manekinie. Na lewym przedramieniu widać było niewielki tatuaż w kształcie kotwicy. Zrobił krok w moją stronę lecz zanim wykonał drugi za moimi plecami rozległ się krzyk. Odwróciłem się i zobaczyłem przerażoną dziewczynę. Teraz już miałem pewność, że to on ją zaatakował. Najgorsze, że wiedziałem kim on jest.

-Wynoś się z tond.
-A co jeśli nie. Chciałbym lepiej poznać moją...
-Zamknij się!!
-Oj Hazza. Czyżbyś nie powiedział swojej dziewczynie o swojej przeszłości?
-Powiedziałem, że masz się zamknąć i wynoś się z tego domu.
-Radzę ci dobrze pilnuj tej swojej dziwki- syknął i wyszedł trzaskając drzwiami

               Podszedłem do dziewczyny. Była cała roztrzęsiona i zdezorientowana.

-Wszystko w porządki?
-Harry. O czym on mówił? Czy ty go znasz?- zignorowała moje pytanie

               Odsunąłem się kawałek i spojrzałem jej w oczy. Tęczówki były przepełnione łzami które z trudem powstrzymywała przed wypłynięciem. Znałem go, niestety. Nie mogłem jednak powiedzieć prawdy. Jest ona zbyt bolesna.

-Nie...


~.~


Hej hej następną część postaram się dodać w tygodniu. Znów przypominam o komentowaniu.